Żar 2020
Spotkanie miłośników zabytkowych szybowców Żar (EPZR) 6-12 Września
(OPENSOARING, 27 października 2020, tekst i zdjęcia: Boris Kožuh)
Historia zaczęła się dobrą dekadę temu. Po kilkukrotnym odwiedzeniu spotkań Czech Vintage Club i spotkań VGC postanowiłem zorganizować mini spotkanie dla grupy pilotów z Czech, Słowenii i Chorwacji. Zlot miał odbyć się na lotnisku Grobnik pod Rijeką, ale musiałem go odwołać z powodu problemów z jedynym samolotem holującym. Ponieważ stało się to zaledwie tydzień przed planowanym spotkaniem, moje sumienie płonęło przez długi czas. Przyjaciele wyjechali na wakacje i ostatecznie nie doszło do spotkania. Ze względu na moje zażenowanie przez kilka lat mniej lub bardziej unikałem tego tematu. Byłem tak zawstydzony, że nawet przez kilka lat nawet nie jeżdziłem na spotkania Czeskiego Klubu Antyków (POTK). Fakt, że kilka razy przywiozłem im szybowiec, na którym wcześniej nie latali, nie pomógł mi poczuć się lepiej.
W końcu po kilku latach przebiłem się przez ten mały „węzeł gordyjski” i znalazłem rozwiązanie, które mogłem wykonać samodzielnie, bez dużej organizacji. Ponownie wybrałem lotnisko Grobnik, ale tym razem obyło się bez samolotu holującego. Wszystkie starty były wykonywane poprzez holowanie samochodem. Było nas około dwudziestu pilotów z Czech, Słowenii i Chorwacji. Mieliśmy trzy zabytkowe szybowce: SZD-22C Mucha standard, K-7 i Orlik. Dla większości było to pierwsze spotkanie z samochodem holującym. Osiągnęliśmy wysokość nawet 350 metrów i to wystarczyło, aby nawiązać koontakt ze stokiem i termiką.
Więc „spłaciłem swój dług”, ale jednocześnie był to początek nowej tradycji. Od tego czasu co roku organizujemy zloty antyków. Podstawowa grupa pilotów prawie się nie zmienia, ale za każdym razem pojawia się coś nowego. Najczęściej odwiedzane są nasze spotkania w Sinju. Przez rok mieliśmy tam aż osiem zabytkowych szybowców, w tym trzy dwumiejscowe.
Tegoroczne spotkanie zorganizował nasz polski przyjaciel i stały uczestnik naszych spotkań Roman Kiełpikowski na wyjątkowym lotnisku – Żar. Jest to lotnisko na zboczu góry i jest bardzo nachylone wzdłuż pasa startowego: w dolnej części kąt nachylenia wynosi 5 stopni, a w górnej nawet 12 stopni.
Na długości 655 metrów różnica wysokości wynosi 43 metry. Dlatego startuje tylko w kierunku w dół i ląduje tylko w kierunku pod górę. Lotnisko jest idealne do treningu lądowania na zboczu. Takie lądowanie zdecydowana większość pilotów zna tylko teoretycznie. Tak wyobrażaliśmy sobie nasz zlot. Oprócz latania antykami chcieliśmy przeprowadzić szkolenie z lądowania pod stok.
Ale po części okazało się, że „robiliśmy rachunek bez karczmarza”. Kiedy planowaliśmy zlot, w tym czasie na świecie nie było żadnego wirusa. Tak więc w samolocie było nas tylko piętnaście, a większość z nich leciała wcześniej na to lotnisko. Tak więc w naszej „szkole na wzgórzu” było więcej nauczycieli niż uczniów. Mieliśmy cztery szybowce: Salamandrę, Pionyra LF-109, Olympię 2b i Pirata.
Oczywiście największą atrakcją spotkania była nowo wykonana Salamandra. Czekaliśmy na nią wiele lat i w końcu doczekaliśmy się. Całość wykonał Witek Nowak z Gliwic. Słoweńscy piloci potajemnie zastanawiali się: „W przyszłym roku przywieziemy na zlot także jej o cztery lata młodszą siostrę Čavkę”.
Na zlocie nie brakowało światowej sławy pilotów i konstruktorów. Najdłużej pozostał z nami Edward Margański, konstruktor obu topowych szybowców akrobacyjnych: Swift i Fox. Ponadto jest twórcą całej gamy samolotów eksperymentalnych.
W ten sposób nasza grupa zyskała bardzo cennego i bardzo interesującego członka. Przyjechała też Małgorzata Margańska, była mistrzyni świata w akrobacji szybowcowej; była z nami przez kilka dni.
A ponieważ zlot ten odbywał się w Polsce przyjechał oczywiście wielokrotny mistrz świata i Europy, inaczej nasz dobry przyjaciel Sebastian Kawa.
W połowie spotkania przeprowadziliśmy dodatkową kampanię. Udaliśmy się na lotnisko Aeroklubu Podkarpackiego w Krośnie, oddalone o prawie 300 km. Moi przyjaciele potajemnie przygotowali dla mnie prezent na 75 – 57. rocznicę, ja i moja Olimpia mieliśmy wznieść się w powietrze za pomocą jednego z najsłynniejszych samolotów wszech czasów – legendarnego Polikarpowa PO 2. Poprzedniej nocy zapakowaliśmy Olympię do przyczepy i wyruszyliśmy wcześnie rano dwoma samochodami.
Niemal cały aeroklub czekał na nas na lotnisku w Krośnie. Dla nich też było to wyjątkowe wydarzenie. Oni sami rzadko widzą PO-2 w powietrzu, ale tylko najstarsi członkowie pamiętają o holowaniu szybowca. Olympii jednak nigdy nie widziano na ich lotnisku. Moja mała intymna rocznica zmieniła się nagle w pokaz lotniczy. Po przywitaniu najpierw przyjrzeliśmy się Polikarpowi. Dla pozostałych uczestników wyprawy było to spotkanie z historią lotnictwa, a dla mnie spotkanie z moją młodością. To PO-2 ciągnął mnie w pierwszych lotach holowanych. Doskonale pamiętam pierwszy start PO-2, ale to już inna historia.
Kiedy wreszcie oderwaliśmy wzrok od pięknego Polikarpowa, zabraliśmy się do montażu naszej kochanej Olimpii. W tym roku jest szczególnie piękna, ponieważ została całkowicie odrestaurowana i wygląda jak nastolatka. Wszystko szło szybko i bezproblemowo, aż do momentu, kiedy przyszła kolej na statecznik poziomy. Jest on przymocowany do kadłuba za pomocą dwóch śrub. Ku naszemu przerażeniu nakrętek nie było na swoich miejscach ani nigdzie w przyczepie. Ale ponieważ Olympia została wyprodukowana w Anglii, wszystkie śruby są typu Whithworthow, a nie metryczne. Nie mogli nawet pomóc w angielskim serwisie samochodowym. Przejechaliśmy 300 km i teraz nie mamy dwóch śrub. Uświadomienie sobie, że przyjechaliśmy na próżno i że lotu nie będzie, wydawało się, jakby zimny front opadł z Karpat do Krosna.
Ponieważ nie mogliśmy sobie przypomnieć, kto i gdzie umieścił śruby, zadzwoniliśmy na Żar, aby sprawdzić, czy mogą leżeć na betonowej platformie przed hangarem. Po kilku minutach otrzymaliśmy odpowiedź twierdzącą, ale nie była to dla nas żadna pociecha. Następnego dnia miało padać przez cały dzień i nawet jeśli przysłali nam śruby słynnego szybowca autobusem, to i tak nic z tego by nie wyszło. Kwadrans później otrzymaliśmy wiadomość, że Dimona przyleci z Żaru z dwoma śrubami.
Dwie godziny później zmontowana Olimpia już czekała na start. Lot był niezapomniany. Pilot sygnalizujący ręką z otwartego kokpitu, charakterystyczny ryk silnika gwiazdowego na Polikarpowie i hol, w którym ledwo można wykryć lot do przodu i wznoszenie. Wspięliśmy się na wysokość 500 metrów w niecałe pół godziny (myślę, że doświadczony pilot ciągnął doskonale na małym gazie). Dbał o silnik, ale jednocześnie był to dla mnie dodatkowy prezent. Każda minuta była niezapomniana, a tutaj dostałem ich prawie trzydzieści na raz. Dobry samolot holowniczy wzniósłby mnie na tę wysokość w pięć minut. Ale co bym zrobił z pięcioma minutami historycznego holu? A wydawało się, że lecimy przez całe popołudnie. W młodości taki lot był dla mnie codziennością, teraz po raz pierwszy poczułem wielkość tego wydarzenia.
I nie mogę zapomnieć o podziękowaniu dla Szkoły Szybowcowej Żar i jego kierownikowi Wojtkowi. Ponad trzygodzinny lot Dimony do Krosna i z powrotem był prezentem od Szkoły! Drogi Czytelniku, czy kiedykolwiek doświadczyłeś czegoś takiego? Ani ja nigdy wcześniej!
Po kilku kolejnych dniach latania przy ładnej pogodzie zakończyliśmy zlot z pomysłem zorganizowania nowego za rok i dzień na Górze Szybowcowej w Jeżowie Sudeckim. To miejsce narodzin szybowca Grunau Baby. Tam chcemy osiągnąć cel, którego nie osiągnęliśmy w tym roku: starty grawitacyjne.
Ponieważ na tym lotnisku możliwe jest lądowanie na szczycie wzniesienia, w tym samym czasie będziemy mieć szkolenie z lądowania pod stok. Jeśli będziemy mieli dość wiatru na żagiel przy starcie grawitacyjnym, wylądujemy na szczycie wzgórza i stamtąd ponownie wystartujemy grawitacyjnie. Jeśli nie będzie wiatru, konieczne będzie wylądowanie w dolinie poniżej startu i ponowny wzlot za pomocą wyciągarki.
Wyciągarka stoi na szczycie wzniesienia w pobliżu miejsca, z którego startuje się grawitacyjnie, a szybowiec jest znacznie niżej. Dopiero po połowie holowania szybowiec osiąga wysokość wyciągarki. Po wyczepieniu ląduje na szczycie wzgórza, skąd również się startuje. Po prostu: raj dla milośników zabytkowych szybowców!
Hol Olympii za PO-2
Nedavni komentarji