Dwie Olimpie
Autor Boris Kožuh, tłumaczenie Roman Kiełpikowski, fotografie
Po Lietuwach i Jantarze rozpoczyna się okres, w którym nie byłem już tylko zwykłym pilotem, ale stałem się także miłośnikiem zabytkowych szybowców. Wędrując po czeskich lotniskach sportowych odwiedziłem znajomych z aeroklubu Tabor. Kilka lat wcześniej ich szef pilotów holował nas na słynnym locie z Budziejowic do Paryża. Odwiedziłem to lotnisko także kilka razy wcześniej z moimi studentami z uniwersytetu w Lublanie podczas wycieczek do czeskich szkół i uniwersitetów.
Fizycy twierdzą, że podróż w przeszłość lub w przyszłość nie jest możliwa. Tu się mylą. Doświadczyłem takiej podróży. W chwili, gdy skręciłem z drogi nagle znalazłem się przed hangarem w Taborze – wtedy właśnie cofnąłem się o pół wieku. Znalazłem się w środku mojej szybowcowej młodości. Na trawie stały szybowce z czasów początków mojego latania. W Splicie mieliśmy wtedy dwie Weihe, Jastreba, Libisa 17 i Kranicha. W Taborze naprawdę nie było tych szybowców, ale były inne z tego samego okresu. To był moment, gdy zupełnie przypadkowo trafiłem na początek zlotu czeskiego klubu miłośników zabytkowych szybowców. Pierwszego dnia zlotu jeszcze jakoś latałem moją Lietuva, ale drugiego dnia zostawiłem ją innym z lekkim sercem. Rzuciłem się w wir latania na czeskich drewnianych szybowcach. To był niezapomniany tydzień. Najsilniejszy ślad w mojej pamięci pozostawił szybowiec SG-38, startujący za pomocą gumowych lin oraz za samochodem.
W ten sposób otworzył się zupełnie nowy świat mojego szybowcowego życia – świat zabytkowych szybowców. Całą jesień i zimę przeszukiwałem Internet w poszukiwaniu ogłoszeń. Znalazłem kilka francuskich szybowców, a nawet pojechałem do Francji, aby o nich porozmawiać. Podczas negocjacji z Francuzami pojawiła się oferta szybowca Olimpia 2b. Przypomniałem sobie, że dawno temu widziałem Olimpię na lotnisku Vršac w Serbii, ale Olimpia z ogłoszenia była pochodzenia angielskiego. Sprzedawał ją Andy – angielski zawodowy pilot balonowy z Niemiec. Cena szybowca z doskonałą zamkniętą przyczepą wynosiła trzy tysiące marek. Trudno o bardziej znany historyczny szybowiec. Andy i ja szybko się dogadaliśmy i pojechałem z Žanem Tomasovičem do Niemiec. Andy powiedział mi, że jest z miasta Bonn, przy Adlerstrasse 10 i że przyczepa z szybowcem stoi na podwórku przed domem. Znaleźliśmy Adlerstrasse 10, ale na podwórku nie było przyczepy. Miły Niemiec przy drzwiach wyjaśnił nam, że on nie jest Andy, ani jego zięć nie jest Andy. Zupełnie nic nie wiedział o szybowcach. Było oczywiste, że Andy nie mieszkał pod tym adresem.
Zadzwoniliśmy do naszego Andy. Przeprosił za spóźnienie i obiecał przybyć na Adlerstrasse 10 za około dziesięć minut. Nie spotkaliśmy się nawet po dwudziestu minutach. Kiedy ponownie do niego zadzwoniliśmy, powiedział, że właśnie skręca na ulicę. Wypatrywaliśmy więc znajomego z ogłoszenia, ale bez powodzenia. Dziesięć minut później zadzwoniłem do niego z pytaniem, gdzie właściwie jest w tym momencie. Andy spokojnym głosem odpowiedział, że właśnie otwiera przyczepę i już wyciąga kadłub Olimpii. Po kilku minutach wyjaśnień okazało się, że on i my byliśmy przed domem przy Adlerstrasse 10. Ale my byliśmy w Bonn, a on był w małym miasteczku 45 km od Bonn. Wcześniej wspomniał tylko o Bonn. To było jak powiedzenie obcokrajowcowi, że jestem z Częstochowy i że mój adres to Kilińskiego 10, ale tak naprawdę mieszkam w Radomsku obok Częstochowy na ulicy Kilińskiego 10.
Wreszcie po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach ujrzeliśmy długo wyczekiwany szybowiec. Olimpia była w doskonałym stanie, zarejestrowana w Anglii i posiadała ważne świadectwo zdatności do lotu. Wróciliśmy do Lubljany z piękną niebiesko-białą Olimpią. Latanie Olimpią jest jeszcze łatwiejsze niż latanie szybowcem Weihe. Olimpia leci sama i krąży w termice, a właściwie to wcale nie potrzebuje termiki. Dzięki niskiej prędkości minimalnej, wynoszącej zaledwie 50 km/h, może wylądować niemal na każdej łące. Nie ma hamulca koła, ale na płozach hamuje jeszcze lepiej. Po dotknięciu ziemi wystarczy, że pilot daje drążek do przodu i szybowiec zatrzymuje się po kilku metrach.
Latałem na Olimpii często od rana do wieczora i wylatałem ponad 500 godzin w ciągu zaledwie dwóch lub trzech lat. Olimpia jest szybowcem półakrobacyjnym i często używałem jej na pokazach lotniczych. Jednak diabeł nie dawał mi spokoju i myślałem o jeszcze innych drewnianych szybowcach. W pewnym momencie słabości sprzedałem swoją piękną Olimpię. Właściwie to zamiast być jak sokół, to ja zachowałem się jak ślepawa w ciągu dnia sowa. Nie zdawałem sobie sprawy, że mam cudowny klejnot szybowcowy. Wkrótce gorzko tego pożałowałem.
Ponownie szukałem ogłoszeń, ale przez długi czas nie znalazłem żadnego o sprzedaży Olimpii. Po wielu latach udało mi się wreszcie odnaleźć Olimpię. Tym razem u Anglika z Anglii – poprzedni był Anglikiem z Niemiec. Po zakupie Olimpia była u mnie, ale ostatnich kilka lat jest na stałe z moim przyjacielem Jiřim Lenikiem na lotnisku Rana. W tym roku otrzymała nowe płótna na skrzydłach. Jest więc prawie jak nowa. Olimpia to szybowiec, który gdziekolwiek się pojawia, przyciąga uwagę każdego pilota na każdym lotnisku.
Jeśli zsumuję godziny i dni wylatane na niebieskiej i czerwonej Olimpii, to otrzymam wynik stanowiący rekord. Na żadnym innym szybowcu nie latałem tak dużo. Mam wprawdzie więcej lotów na Blaniku, ponieważ nauczyłem latać około 250 uczniów, ale nie mam tylu godzin. Dziś czerwono-biała Olimpia jest moja i już nigdy się z nią nie rozstanę. Odpocznie dopiero wtedy, gdy ja przestanę latać.
Nedavni komentarji